Beatyfikacja Marii Luizy

17.09.2012

Homilia Arcybiskupa Alfonsa Nossola wygłoszona podczas uroczystości beatyfikacyjnej Służebnicy Bożej Marii Luizy Merkert. „Nie lękam się, kocham”. Błogosławiona Mario Merkert, módl się… 22 lata pracowitego, tęsknego, modlitewnego i radosnego oczekiwania wszystkich sióstr Elżbietanek i całej wspólnoty Ludu Bożego Śląska Opolskiego i wreszcie doczekaliśmy szczęśliwego uwieńczenia…

Bo oto dzisiaj do Nysy, „Śląskiego Rzymu”, przybył Rzym uniwersalny, powszechny… Co za radość, jak wielka łaska, jaki zaszczyt dla całej Śląskiej Ziemi. Pierwsza w jej dziejach „domowa beatyfikacja” jednej z najszlachetniejszych córek tego regionu… 

RADOŚĆ WDZIĘCZNOŚCI “ŚLĄSKIEGO RZYMU” – Uroczystość beatyfikacyjna S. Marii Luizy Merkert

Drogie Siostry i Bracia drodzy,
Wy wszyscy Szanowni Uczestnicy naszej dzisiejszej historycznej uroczystości!

22 lata pracowitego, tęsknego, modlitewnego i radosnego oczekiwania wszystkich sióstr Elżbietanek i całej wspólnoty Ludu Bożego Śląska Opolskiego i wreszcie doczekaliśmy szczęśliwego uwieńczenia, będącego równocześnie niezmiernym zaskoczeniem.

Bo oto dzisiaj do Nysy, „Śląskiego Rzymu”, przybył Rzym uniwersalny, powszechny. Jest z nami papieski legat, Prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych Jego Eminencja Ksiądz Kardynał José Saraiva Martins. Są też oczywiście Siostry z Rzymskiego Domu Generalnego Elżbietanek. Co za radość, jak wielka łaska, jaki zaszczyt dla całej Śląskiej Ziemi. Pierwsza w jej dziejach „domowa beatyfikacja” jednej z najszlachetniejszych córek tego regionu. I to w najmniejszej środkowej części Śląska. My, jej mieszkańcy mamy oczywiście świadomość, iż w Wratislavia totus Silesiae urbs celeberrima, a sławne Katowice, to wszakże stolica naszej nowej Górnośląskiej Metropolii. Nysa tylko nisko położona, a dziś po katolicku uniwersalnie wywyższona!

Ukochani mieszkańcy mojej Nysy, czy zdajecie sobie sprawę z doniosłości obecnej chwili, czy potraficie ją odpowiednio ocenić? Ktoś z Was, autentyczna Nysanka, zostaje wyniesiona na ołtarze i jako błogosławiona staje się tym samym dla nas wszystkich chrześcijan człowiekiem egzemplarycznym, autorytetem, osobowościowym przykładem. Choć żyła i działała na naszej ziemi prawie półtora wieku temu może nam właśnie wskazać jak dzisiaj być chrześcijaninem, to jest patrzeć na Chrystusa, słuchać Go i radośnie pójść za Nim.
Stąd właśnie płynie Jej wielkie znaczenie dla obecnych czasów. Zwróćmy uwagę, choćby tylko na kilka aspektów bogactwa Jej osobowości przenikniętej świętością.

  1. Przyznać trzeba, iż, ogólnie rzecz ujmując, jej służba człowiekowi choremu była bardzo oryginalna. Razem ze współzałożycielkami zaczęła wyszukiwać i odwiedzać chorych w ich domach, którzy wegetowali w ukryciu, w biedzie, nie mając środków, aby leczyć. Sam fakt chodzenia po domach, odwiedzania chorych tam ukrytych już był w ówczesnym okresie czymś dziwnym, wyjątkowym, oryginalnym, czymś nowym. A to, że zdobyła się na odwagę, aby jako kobieta wraz ze swoimi współsiostrami otaczać opieką także chorych mężczyzn, dla tamtych dni było może nawet czymś gorszącym. Nie cofnęła się przed niczym, byleby tylko móc służyć Chrystusowi w człowieku cierpiącym, i to bez granic. Dla niej liczył się tylko człowiek cierpiący, opuszczony, człowiek osamotniony, niezrozumiały. Była to troska integralna i bezwarunkowa związana z ciagłym narażaniem własnego życia przez niebezpieczeństwo takiej czy innej infekcji.

Do heroizmu tej służby należał też fakt, że sama s. Maria Merkert i całe jej Zgromadzenie skupiało się wtedy również wokół opieki nad ludźmi umierającymi. Siostry czuwały przy konających. W tej oryginalności i heroizmie jej miłosiernej miłości w służbie chorym, można by widzieć także zaczątki dzisiejszej opieki paliatywnej i hospicyjnej.

Ona zrozumiała, iż do heroizmu służby miłosiernej miłości należy też pomóc ludziom umrzeć. Wszystkie zawody, wszystkie troski człowieka o innych skupiają się dziś na tym, aby zapewnić zdrowie, przywracać je, utrzymać przy życiu. Ale śmierć przecież należy do życia, choć jest najtrudniejszym, bo ostatnim jego aktem, to wykreślić jej z ludzkiej egzystencji przecież nie można. Matka Maria i jej współsiostry zawsze usiłowały się wczuć w tę szczególną i unikalną rolę niesienia pomocy ludziom umierającym. I to nie na sposób dzisiejszych, tragicznych, bo antyczłowieczych, eutanazyjnych zabiegów, ale naprawdę współtowarzyszyć ludziom umierającym w przejściu z doczesności w wieczność. Modliła się przy łozach umierających, śpieszyła z pociechą, ze słowami nadziei i mocnej wiary.

  1. Dla niej miarą miłosiernej miłości była po prostu miłość bez miary. Jako taka właśnie może nas natchnąć do twórczego spojrzenia na najskuteczniejszy sposób przezwyciężania krzewiącego się w naszym współczesnym świecie tragicznego demona „kultury śmierci”, przez zbawienną cywilizację miłości, do której wzywają nas od czasów II Soboru Watykańskiego wszyscy Papieże. Słynna Encyklika Jana Pawła II o Bogatym w Miłosierdzie Bogu (Divus In Misericordia), jak też Encyklika inauguracyjna Benedykta XVI o Bogu, który jest Miłością (Deus Caritas est) mają  w tym przypadku szczególne znaczenie.
  2. Dla nas wszystkich, a zwłaszcza dla naszej młodzieży, niezwykle istotna, a nawet decydująca jest koncentracja na fenomenie miłości. Miłość to wszakże zasadniczy ton chrześcijaństwa. Biednym, naprawdę biednym jest, bowiem tylko ten, kto nigdy nie kochał i nie był kochany. Żadne normalne ludzkie serce nie może się, przeto oprzeć miłości. Z miłości wszyscy pochodzimy, prze miłość się uczłowieczamy do wiekuistej Miłości prze czas i przestrzeń zmierzamy. Bo właśnie Bóg jest Miłością. Dlatego też nasza ludzka „miłość nieustawicznym jękiem łka, wieczności chcę bez dna.” W kontekście budowania prawdziwej cywilizacji miłości warto podkreślić postulat dopuszczenia (wreszcie) miłości do władzy. Bo miłość to jedyna władza, która nie zniewala, ani nie upokarza. Jakże inaczej wyglądałby wtedy nasz świat we wszystkich wymiarach jego życia indywidualnego i społecznego.

Musiałby po prostu być bardziej ludzki. Erich Fred, poeta austriacki pisze w jednym ze swoich wierszy: „Ktoś powiedział do kamieni: bądźcie bardziej ludzkie, a kamienie odpowiedziały: nie jesteśmy jeszcze zadość twarde”. Otóż to, współczesny człowiek twardszy od kamieni.

  1. I jeszcze jeden dalszy szczegół ze sposobu bycia (naszej błogosławionej) egemplaryczną chrześcijanką, który równocześnie jest wskazówką i przestrogą nawet dla nas Europejczyków XXI wieku. Wiemy, że tęsknota za jednoczeniem się naszego kontynentu, jako wspólnoty ducha tj. wspólnoty wartości i kultury, powinna pamiętać o tym, iż zawsze budowała się i nadal budować się musi na trzech wzgórzach: na Areopagu, Kapitolu i na Golgocie. Podczas, gdy pierwsze z nich ukierunkowywało na demokrację, a drugie zmierzało ku tożsamości obywatelskiej (cibis Romanus), Golgota dała nam przebaczającą miłość. Nie wolno nam się, przeto tegoż wzgórza zaprzeć, bo wtedy podetniemy Eropie korzenie, wyrywając z niej duszę…
    Miłosierna miłość, którą żyła nasza błogosławiona i która zadecydowała o jej egzystencji, jako chrześcijańskiej proegzystencji, tzn. radykalnym życiu dla innych w stopniu heroicznym, implikuje również „receptę” na właściwy kierunek szcześliwego scalania się naszego Kontynentu, tak że mógłby się nawet stać swoistego rodzaju „Betlejem” dla całego świata.
  2. Dzisiaj zwykliśmy się chlubić konsekwentnym dążeniem do pogłębionego humanizmu. Również i pod tym względem żar miłosiernej miłości s.Marii Luizy Merkert ma nam bardzo wiele do powiedzenia. Dal niej bowiem zawsze człowiek był najkonkretniejszym miejscem Boga na ziemi, teologicznie powiedzielibyśmy autentycznym locus theologicus, zwłaszcza zaś człowiek najbiedniejszy, samotny, opuszczony, chory (res sacra miser).
    W ten sposób wskazuje nam na skarb chrześcijańskiej wiary, która kocha ziemię , kocha człowieka, a więc i jego ciało. Wierzymy przecież w „ciała zmartwychwstanie”. „Kto nie dotknie ziemi, nie osiągnie nieba”.
  3. I wreszcie końcowe zbawienne spostrzeżenie, które sugeruje cała życiowa postawa Śląskiej Samarytanki: istota tajemnicy świętości tkwi po prostu w miłości. Taka też jest nauka najważniejszego kościelnego wydarzenia minionego wieku – Soboru Watykańskiego II. Warto jest tutaj dziś przypomnieć, zwłaszcza, iż okolicznościową kontekstualnością jest też 800 /lecie życia św. Elżbiety Węgierskiej, patronki Zgromadzenia Sióstr Elżbietanek.

Kochani współwyznawcy Jezusa Chrystusa, Najwyższego objawienia zbawczej Miłości, zwłaszcza ty Kochana Młodzieży, wy Drogie Dziewczęta! Nie bójcie się pójść drogą Chrystusowego wołania na wzór naszej błogosławionej. Tyle (wszakże dziś) jest serc czekających na Ewangelię. Wtedy będziecie mogły radośnie wołać: non ho paura, amo

„Nie lękam się, kocham”. Błogosławiona Mario Merkert, módl się

Arcybiskup Alfons Nossol, Biskup Opolski


Msza dziękczynna za beatyfikację Bł. Marii Luizy Merkert 
Nysa – 1. X. 2007 r.
Iz, 61,9-11; 1 Sm 2; Flp 2,6-11; Łk 10,25-37

W poniedziałek, 1 października 2007 roku Mszę Świętą Dziękczynną za Dar Beatyfikacji Czcigodnej Służebnicy Bożej MARII LUIZY MERKERT odprawił i homilię wygłosił ks. abp Damian Zimoń, Metropolita Górnośląski.
“Uroczystość beatyfikacji Marii Luizy Merkert można porównać do wydarzeń z ostatniej wojny i do sytuacji w dniu dzisiejszym.
Wspaniały kościół św. Jakuba, w którym się modlimy, w czasie wojny został poważnie zniszczony. Zerwany był dach, wnętrze było wypalone. Dziś świątynia jest pięknie odnowiona i dostosowana do wymogów posoborowej liturgii…”

Uroczystość beatyfikacji Marii Luizy Merkert można porównać do wydarzeń z ostatniej wojny i do sytuacji w dniu dzisiejszym. Wspaniały kościół św. Jakuba, w którym się modlimy, w czasie wojny został poważnie zniszczony. Zerwany był dach, wnętrze było wypalone. Dziś świątynia jest pięknie odnowiona i dostosowana do wymogów posoborowej liturgii. Te smukłe filary w naturalny sposób kierują nasze myśli ku Bogu i ku człowiekowi.

Kiedy rozważamy życie bł. Marii na tle sytuacji politycznej i moralnej XIX wieku, nie możemy wyjść ze zdumienia, czego dokonała ta prosta kobieta ze swymi współpracowniczkami. Przywróciła godność wielu ludziom żyjącym w nędzy i opuszczeniu. Przez swoją posługę samarytańską wyszła do nich, dostrzegła godność człowieka biednego, pozbawionego opieki lekarskiej, żyjącego w samotności.
Ale najpierw musiała w sobie ukształtować godność dziecka Bożego, wrażliwego na natchnienie Ducha Świętego.

Ziemia Śląska, podobnie jak cała ówczesna Europa, była ogarnięta ruchami rewolucyjnymi, powstaniami, krwawymi wojnami. Były to czasy fermentu oraz rodzenia się nowych pojęć i programów społecznych i politycznych. Tym przemianom towarzyszyła nędza materialna i duchowa.
Decyzją rządu pruskiego w 1810 roku zniesiono wszystkie instytucje kościelne, poza parafiami, a mienie Kościoła przejął skarb państwa.
Skasowano zakony, a to pociągnęło za sobą zamknięcie prowadzonych przez nie ośrodków pomocy dla potrzebujących, którzy zostali pozbawieni opieki.
Troskę o biednych uznano za zadanie prywatnych stowarzyszeń filantropijnych.

Ludzie chorzy pozostali w mieszkaniach pozbawieni wszelkiej nadziei. Dzieci osierocone lub porzucone przez rodziców biegały po ulicach.
Bezrobocie, brak mieszkań, urzędowy zakaz zrzeszania się oraz zbierania jałmużny pod karą więzienia i przymusowych robót publicznych – to obraz środowiska, w którym narodziła się, żyła i działała Maria Merkert, nazywana „Śląską Samarytanką”, perłą w koronie ludu śląskiego, człowiekiem pokoju i pojednania.

Musimy zapytać, skąd błogosławiona Maria ze swymi towarzyszkami czerpała siły duchowe, aby się poświęcić dla drugich, przezwyciężyć przeszkody, także środowiska, w którym się rozwijała? Przecież mogła nie podejmować ryzykownych decyzji, mogła prowadzić zwyczajne życie mieszczanki zadowolonej ze swojej małej stabilizacji.
To ważne pytanie: skąd człowiek ma czerpać siły, by budować godne warunki życia.
W 1842 roku za radą spowiednika rozpoczęła z koleżankami zorganizowanymi jak to było możliwe w tych okolicznościach – działalność charytatywną. Dziewczęta czyniły to z pobudek religijnych. Ich służbie towarzyszyły: modlitwa, poświęcenie się Sercu Bożemu, Msza święta. Dwa lata później widzimy te kobiety w Prudniku, wśród chorych na tyfus. Maria przeżyła śmierć swojej siostry Matyldy. Po jej pogrzebie wróciła do Nysy, by nadal służyć chorym.
W ten sposób Duch Święty działał w duszy nowej błogosławionej, a ona była wrażliwa na Jego łaskę.

Ciekawe, że kiedy bł. Maria rozpoczyna swoją działalność w Nysie, w Piekarach Śląskich, we wschodniej części diecezji wrocławskiej, rozpoczyna owocną ewangelizację ks. Alojzy Ficek, w latach 1826–1862 proboszcz w Piekarach.
Opierając się na tradycyjnym kulcie maryjnym, ks. Ficek bronił robotników, zatrudnionych w rozwijającym się przemyśle górniczym przed alkoholizmem i niemoralnym życiem Razem z wieloma współpracownikami zatrzymał laicyzację środowisk robotniczych.
To ewenement w skali Europy, bo na Zachodzie, kiedy rozwijał się przemysł, robotnicy ulegali ideologii materialistycznej, co doprowadzało do walki klas. Tymczasem na Górnym Śląsku do dziś Piekary, ze swoim kultem do Matki Boskiej Sprawiedliwości i Miłości Społecznej, są stolicą katolicyzmu społecznego.
„Rówieśnikami” bł. Marii Merkert byli też działający we Wrocławiu ks. Robert Spiske – założyciel Jadwiżanek i ks. Jan Schneider – założyciel Sióstr Maryi Niepokalanej.

Dziś Kościół w tym rejonie Europy doczekał się nowego impulsu w postaci beatyfikacji Marii Merkert. Czy w 1872 roku, gdy umierała, ktoś spodziewał się takiego biegu wypadków… W czasach promocji kobiety w obrębie kultury i cywilizacji nie tylko europejskiej otrzymujemy dar błogosławionej kobiety pochodzącej i działającej na ziemi śląskiej.

Przy tej okazji chciałbym wspomnieć innych Ślązaków, ogłoszonych błogosławionymi w ostatnim czasie: bł. Alojzego Ligudę, bł. Józefa Cebulę, bł. Emila Szramka, bł. Józefa Czempiela, bł. Stanisława Kubistę, bł. Ludwika Mżyka. To także ludzie tej ziemi. Zostali wyniesieni na ołtarze jako ofiary II wojny światowej, tego bezlitosnego systemu nazistowskiego, męczennicy. Przelali krew za Chrystusa. Nawet nie mamy ich relikwii, bo ich ciała zostały spalone w krematoriach.

Patrząc na nasze czasy, tak dramatyczne i jednocześnie fascynujące, pragnę wspomnieć biskupa Juliusza Bienka. Pochodził spod Olesna i był biskupem pomocniczym młodej diecezji katowickiej. Przed kilkoma tygodniami ukazała się książka, opisująca na podstawie dokumentów dostarczonych przez IPN postacie czterech biskupów, którzy nie dali się złamać reżimowi komunistycznemu. Nosi wymowny tytuł: „Niezłomni”
Jednym z bohaterów tej książki jest bp Bieniek. Był inwigilowany przez 30 lat. Zmarł w 1978 roku. Donoszono na niego i pisano raporty, by go złamać, ale nie udało się. To człowiek szczególnie ważny w moim życiu, bo z jego rąk przed 50 laty przyjąłem święcenia kapłańskie. Jego biskupie zawołanie brzmiało: „Stat crux, dum volvitur orbis” – Stoi krzyż, choć zmienia się świat.

Wczoraj, podczas Mszy beatyfikacyjnej, rozważaliśmy przypowieść Chrystusa o bogaczu i Łazarzu. Bogacz miał twarde serce dla biedaka. Psy przychodziły i lizały rany nędzarza, a serce bogacza pozostawało niewzruszone.
Dziś wysłuchaliśmy przypowieści o miłosiernym Samarytaninie, która ukazuje potrzebę zaangażowania się w sprawy drugiego człowieka, kiedy potrzebuje on pomocy. Na tej przypowieści oparta jest teologia proegzystencji tak akcentowana przez abp. Alfonsa Nossola.

Na zakończenie pragnę zwrócić się do młodzieży. Nie bójcie się pójść za Chrystusem. Nie lękajcie się reguły zakonnej, nie lękajcie się habitu. Świat was potrzebuje. Chrystus was potrzebuje. On niczego wam nie zabiera, On wszystko daje – jak mówił rok temu na polskiej ziemi Benedykt XVI
A Wam, Drogie Siostry, dziękuję za waszą pracę i modlitwę w tylu instytucjach kościelnych i w tylu krajach. Bóg zapłać wam za tyle dobra. Bez was świat byłby uboższy.

„Zaiste, jak ziemia wydaje swe plony, jak ogród rozplenia swe zasiewy, tak Pan Bóg sprawia, że rozpleni się sprawiedliwość wobec wszystkich narodów” – śpiewaliśmy w psalmie. Dlatego całym sercem radujmy się w Panu. Bo Pan z pyłu podnosi biedaka, z barłogu dźwiga nędzarza, by go wśród książąt posadzić i dać mu tron chwały.
Kończę słowami bł. Marii: nie traćmy odwagi i czyńmy, co w naszej mocy. Bóg resztę uzupełni.

Abp Damian Zimoń
Metropolita Katowicki

Udostępnij:
Idź do góry
Translate »