Do Zgromadzenia Sióstr św. Elżbiety wstąpiłam po maturze 15 września 1997r. Wcześniej nie znałam sióstr elżbietanek, a w domu miałam ulotkę informacyjną o zgromadzeniu po jednej z wycieczek do Nysy z grupą Marianek, do których należałam przez długi czas. I to było jedyne spotkanie, z którego pamiętam tylko miękkie klęczniki w kaplicy.

Właściwie trudno mi określić, kiedy zapragnęłam po raz pierwszy zostać siostrą zakonną. Pierwszy kontakt z siostrami miałam już w dzieciństwie na lekcjach religii. Później także w początkowych klasach szkoły podstawowej, kiedy należałam do grupy „Dzieci Maryi”, którą prowadziła siostra ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP z sąsiedniej parafii. Możliwe, że wtedy po raz pierwszy pojawiły się myśli, by służyć Panu Bogu jako siostra zakonna. Przez kolejne lata zmieniał się mój stosunek do tych myśli; raz się buntowałam, innym razem przyjmowałam to z radością i byłam gotowa poświęcić swoje życie Bogu, nawet prosiłam na modlitwie o łaskę powołania słowami: „Oto ja, poślij mnie”; jeszcze innym razem nie byłam pewna tego, co mam w życiu robić i pytałam Pana Boga jaka jest Jego wola. Prosiłam o jakiś znak, że jeżeli mam zostać siostrą zakonną, to chciałam, by Bóg posłał kogoś, kto się „na tym zna” i pomoże mi w dokonaniu wyboru. Najlepiej żeby to był kapłan.

Kiedyś śp. ksiądz proboszcz podczas kazania ubolewał nad tym, że z naszej parafii nie ma żadnych powołań kapłańskich i zakonnych. Wzywał ludzi do modlitwy o powołania. Poruszona tymi słowami codziennie w modlitwie przedstawiałam intencję:

Panie Jezu powołaj kogoś z naszej parafii.  

Kiedy przyszedł czas matury i wyboru dalszej drogi życiowej myślałam o tym, by poszukać sobie pracy, ponieważ moich rodziców nie stać było na opłacanie studiów. Zapomniałam, a może nie chciałam pamiętać o tym, że wcześniej w moich planach była jeszcze „inna” opcja.

Pewnego majowego, piątkowego wieczoru, po Mszy Św. dla młodzieży, podszedł do mnie ks. Marek, ówczesny wikary, i zapytał czy myślałam o życiu zakonnym. Było to dla mnie jak „objawienie” – w tym momencie przypomniałam sobie wszystko to, o co prosiłam Pana Boga i dokładnie stało się tak, jak sobie to wyobrażałam. Już nie mogłam i nie byłam w stanie uciekać przed Bogiem. Pozostało mi tylko wybrać miejsce i zgromadzenie. Dzięki pomocy księdza i Jego życzliwości poznałam siostry elżbietanki z Nysy. Po zdaniu matury, w czerwcu ksiądz przyjechał ze mną do Nysy, by umówić termin wstąpienia. I tak we wrześniu znalazłam się w Nysie.

W klasztorze ukończyłam studia pedagogiczne, a obecnie pracuję z osobami niepełnosprawnymi. W tym roku mija już 20 lat od mojego przyjazdu do Nysy. Jak to w życiu bywa – są chwile piękne, radosne, ale i trudne. To właśnie w tych ciężkich chwilach pomagała mi świadomość tego, że to nie ja wybrałam, ale to ja zostałam wybrana.

BOGU NIECH BĘDĄ DZIĘKI ZA WSZYSTKO CZYM MNIE KAŻDEGO DNIA OBDAROWUJE.

Grafika_rozy

Udostępnij: