Talent od Boga
Tak, wstępując do zakonu z wielu rzeczy rezygnowałam, ale jeszcze więcej otrzymałam.
Pan, nie pozwolił zmarnować się talentom, którymi mnie obdarzył.

Kiedy zaczęłam rozeznawać swoje powołanie do życia zakonnego? Już w liceum. W II klasie po raz pierwszy usłyszałam w sercu pytanie „A może chciałabyś zostać siostrą zakonną?”. I od tej pory nie dawało spokoju. Kiedy zaczęłam na poważnie rozważać taką opcje myślałam, że tak z wielu rzeczy będę musiała zrezygnować, zmienić swoje plany i marzenia. O czym marzyłam? O własnej rodzinie, o architekturze, o podróżach. Kochałam grać w siatkówkę, malować, aktywne spędzać czas, górskie wędrówki.
Postanowiłam zaryzykować, ulec temu cichemu wołaniu, które coraz bardziej pociągało. I choć nie była to łatwa decyzja ani dla mnie, ani dla moich bliskich, wstąpiłam po maturze do Zgromadzenia Sióstr Św. Elżbiety.
Co stało się z moimi marzeniami? Nie założyłam własnej rodziny, ale już od początku mojej posługi zostałam skierowana do pracy z dziećmi najpierw jako wychowawca. Dzieci z rozszczepem wargi i podniebienia przyjeżdżały na turnusy rehabilitacyjne do naszego zakładu z całej Polski. Nie mając własnych dzieci, doświadczyłam co znaczy nocne czuwanie przy łóżku dziecka, ile się trzeba natrudzić, aby dorastających nastolatków zmobilizować do wyrzucania brudnych skarpet do kosza na pranie i dopilnować by się umyli, odrabiać z nimi lekcje. I szybko się zorientowałam, że zaczynam nazywać te obce dzieci moimi. A co z siatkówką? Turnusy z chłopakami zaczynały się od pytania „Siostro, będziemy grali w siatę?” i tak wieczory spędzaliśmy na sali gimnastycznej. Te umiejętności przydały się nie tylko po to, aby ich czegoś nauczyć, ale również po to, aby zdobyć ich autorytet. Była też piłka nożna, wypady nad rzekę Świder w lecie, rowery i długie spacer. Podobnie z dziewczynami, choć z nimi więcej działaliśmy plastycznie. Spędzałam z nimi prawie całe dni i noce.
Potem przyszła praca w przedszkolu, w której doświadczyłam wiele radości, ale i małych smuteczków, wiele zabaw, przytulasów i poczucia dumy z nowych osiągnięć moich dzieci. Cudownie było im towarzyszyć, patrzeć, jak się rozwijają. Tu znowu mogła odezwać się moja artystyczna dusza: prace plastyczne z dziećmi, dekoracje, projektowanie wnętrz sal.
Teraz praca z młodzieżą, gdzie cieszy bycie razem, wspólne działanie, wzrastanie w wierze, wędrowanie i gdzie pojawiają się nowe szanse na spełnianie marzeń, już nie tych starych, ale nowych. Bo praca z nimi inspiruje i mobilizuje do dalszego rozwoju. Są też ikony, choć na ich tworzenie czasu najmniej.
Tak, wstępując do zakonu z wielu rzeczy rezygnowałam, ale jeszcze więcej otrzymałam. Pan, nie pozwolił zmarnować się talentom, którymi mnie obdarzył. Dzięki nimi mogę służyć i to miłość nadaje im jeszcze większą wartość. Bóg powołując mnie do wyłącznej miłości, nie zatrzymał mnie dla siebie, nie schował przed światem, ale uczynił darem dla innych. To niezwykła tajemnica Jego miłości, która wciąż mnie pociąga.
Dziękuję wszystkim którzy wspierają mnie w moim powołaniu.
s. M. Vianneya Lupa