Nauczycielu, gdzie mieszkasz?
W wieku 16-17 lat, gdy byłam jeszcze beztroska i skłonna do zabaw, chodząc na katechezę do bierzmowania, podczas krótkiej przerwy przed rozpoczęciem Mszy Świętej na placu kościelnym, pewna siostra Natalia spojrzała na mnie i powiedziała: "Ty jesteś nasza".

W tamtej chwili nie zrozumiałam, co chciała mi powiedzieć, jednak ten głos, z czasem towarzyszył mi coraz bardziej, zaczynał mnie niepokoić, skłaniając do głębszej refleksji nad moim życiem i nad tym, co we mnie się rodziło. Początkowo nie chciałam się nad tym zastanawiać, nie chciałam nadawać temu znaczenia, bo wolałam pozostać w tej fazie “wygody”, ale głos stawał się coraz bardziej wymagający we mnie. Tak więc postanowiłam wsłuchać się w niego, zatrzymać się i próbować zbliżyć się do siebie samej. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej zaczynałam czuć się spokojniejsza. Powiedziałam sobie, że może warto by było zbliżyć się do nich (do sióstr), więc szukałam okazji, by przechodzić obok nich i je pozdrawiać. Widziałam w nich zaproszenie, którego nigdy nie wyrażały wprost, ale byłam pewna, że prędzej czy później do mnie dotrze. Podobnie jak w przypadku uczniów, którzy zapytali Jezusa: “Nauczycielu, gdzie mieszkasz? Chodźcie i zobaczcie” (J 1, 38-39). W moim przypadku wszystko zaczęło się po 3-dniowych rekolekcjach, które odbywały się w domu zakonnym sióstr wykonujących swoją misję w mojej miejscowości. Na koniec rekolekcji siostry powiedziały dziewczętom, które w nich uczestniczyły, że jeśli któraś chciałaby spędzić więcej czasu z nimi, zobaczyć, jak żyją, to ma taką możliwość w ich wspólnocie. Zrozumiałam, że zanim zobaczę ich otwarte drzwi, muszę otworzyć drzwi mojego serca Temu, który woła i chce, żebym powiedziała moje “Tak”, nie bojąc się, być dotkniętą i pociągniętą przez Jego głos.
Z czasem zrozumiałam, że to naprawdę Pan otwierał mi swoje ramiona i czekał na mnie. Musiałam tylko pozwolić się objąć przez Niego. Po kilku doświadczeniach wspólnoty postanowiłam podjąć tę drogę i przez cały ten czas zawsze czuję Jego wsparcie, Jego miłującą, cierpliwą obecność i Jego łagodny głos. Kiedy 17 września 2000 roku oddałam się Jemu, poczułam głęboki spokój, nieopisaną radość, która do dziś, gdy o tym myślę, wibruje we mnie. Mogę tylko powiedzieć, że bardzo trudno jest oprzeć się głosowi, który nas woła, i nawet jeśli nie chcemy go słuchać, czy chcemy iść innymi drogami jak Jeremiasz, nie znajdziemy prawdziwego pokoju, dopóki się nie poddamy i nie porzucimy naszych planów. Kiedy Miłość woła, … podążaj za Nią, / kiedy Głos przemawia, … uwierz w Niego.
s. M. Camelia Andries
Włochy
Z czasem zrozumiałam, że to naprawdę Pan otwierał mi swoje ramiona i czekał na mnie. Musiałam tylko pozwolić się objąć przez Niego.